Nie zdejmę krzyża
Przy okazji tej piosenki można by pisać o odchodzeniu od chrześcijańskich wartości w Europie, o inicjatywach posła z Biłgoraja, o komunistycznych dyrektorach szkół i strajkach młodzieży, o brytyjskiej pielęgniarce wydalonej z pracy za eksponowanie łańcuszka z krzyżykiem i setkach innych przykładów dowodzących moralnej degrengolady naszej cywilizacji. Tylko, że to nic nowego. Co więcej, to tylko znaczy, że chrześcijaństwo jest paradoksalnie w dobrej kondycji. Bo przecież religia wyznawców ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Chrystusa w swej idei powinna być znakiem sprzeciwu i pogardy, wychodzić pod prąd wyznawanym przez świat wartościom. Chrześcijanie mają być solą tej ziemi, co nie znaczy wcale niczego dobrego – sól jest znakiem negatywnym: sama w sobie nie jest smaczna, słona woda nie gasi pragnienia, sól przyłożona do rany pali, połacie soli nad Morzem Martwym czynią krajobraz podobnym do księżycowego. Z tego powodu na Wschodzie oraz u Greków i Rzymian, kiedy chciano zniszczyć jakieś miasto na zawsze, po zdobyciu go i zburzeniu rzucano na ruiny sól. Ale jednocześnie ta sama sól nadaje smak, konserwuje i w czasach Jezusa posiadała wielką wartość materialną. Krzyż zawsze był głupstwem dla tego świata, jak pisał w jednym z listów apostoł Paweł, dla nas zaś powinien stać się powodem do chluby.