Marana Tha!
W czasie, gdy rozpoczynamy miesiąc grudzień, dni stają się coraz krótsze. W Boże Narodzenie wypada najkrótszy dzień roku. W samym środku tej zimowej ciemności, wcześni chrześcijanie świętowali narodziny Jezusa Chrystusa. Adwent to czas przygotowania na Jego przyjście na świat. Pierwszy raz przyszedł dwa tysiące lat temu, przychodzi ciągle do nas dziś, przyjdzie też w przyszłej chwale. Adwent spina przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Zimowa ciemność i obumarcie przyrody przypomina nam o mroku naszego własnego życia. Ciemność przenika losu ludzi całego świata. Pomyśl o tych, których dotykają skutki przemocy i wojny; pomyśl o tych, których życia – z różnych powodów – przepełnione są strachem; pomyśl o tych, których dotyka ubóstwo; pomyśl o tych, których życie złamane jest chorobą lub żałobą. Ciemność może przejąć w swe władanie życie każdego z nas o różnej porze życia. Nic dziwnego więc, że ludzie zwracają się ku świecom. W czasach przed elektrycznością, była jedynym światłem, które tliło się w długi zimowy wieczór. Podobnie, ludzie palili światło w w swych życiowych ciemnościach, by pomagało im w walce z życiowymi przeciwnościami. Nawet wśród najgłębszych ciemności, światło Chrystusa świeci jak słońce.
Adwent nie jest czasem odwracania się od prozy życia czy realiów tego świata. Jest to, tak na prawdę, czas przylgnięcia do problemów, z którymi każdy z nas się mierzy. To czas, by po raz kolejny przypomnieć sobie, że nie jesteśmy mesjaszami, nie jesteśmy zbawicielami, nie możemy sami siebie ocalić. Największą modlitwą adwentową jest zawołanie z końca Biblii: Przyjdź, Panie Jezu! Marana Tha! Przyjdź, Panie Jezu, i pomoż nam, gdy już sami nie możemy sobie pomóc!
na podst. rozważań ks. Michaela Drumma, na stronach episkopatu Irlandii.