Pasterka inna niż zwykle
En arche en ho logos. Na początku był logos, odwieczna mądrość Boga, praprzyczyna wszystkiego, tłumaczone jako Słowo. Grecki początek Janowej ewangelii brzmi niezwykle szorstko i chropowato. Takie też było przyjście Boga na ten świat. Nie odbyło się w sterylnej klinice wyposażonej w podtrzymującą życie aparaturę, w asyście trzech położnych, ginekologa i neonatologa. Nigdy nie dowiemy się, ile punktów w skali Apgar dostał nowonarodzony Jezus. Przyszedł w brudnej stajni, na marginesie ówczesnego społeczeństwa, na peryferiach wielkiego Imperium Romanum. Jego Matka nie otrzymała powitalnego kuferka z pieluszkami i próbkami mleka modyfikowanego. Bóg postanowił przeżyć swoje ludzkie życie prawdziwie – nie jak aktor udający graną postać, ale po prostu stał się człowiekiem, od samego poczęcia i fazy prenatalnej, przez narodziny aż po śmierć, doświadczając wszystkiego, co ludzkie: radości, smutku z powodu śmierci przyjaciela, zdrady, lęku i pokus. Na żadnym z etapów swego życia nie skorzystał z boskiej sposobności, by nieco poprawić swój los – nie urodził się w pałacu ani nie zszedł z krzyża. Chociaż był Mesjaszem, nie wyzwolił Izreala spod rzymskiej okupacji, co zresztą mu niektórzy zarzucali. I tu dochodzimy do sedna Bożego Narodzenia – nie po to Bóg przyszedł na świat, aby zdjąć z nas wszelkie niewygody. Raczej po to, by te niewygody z nami znosić – i pokazać nam, którędy do Nieba. Bóg przychodzi, by owoc mogło zrodzić to, co bezowocne – dziewicze ciało Maryi rodzące nowe życie, zeschłe drzewo krzyża dźwigające owoc zbawienia czy nasze oziębłe dusze wydające owoc wiary.
Przy narodzinach Jezusa jego boska “moc truchleje”, czyli ulega niejako dobrowolnemu zawieszeniu, a “Pan niebiosów” zostaje “obnażony” – pozbawiony wszystkiego, nawet ubrania. Bóg, który nie ma granic postanowił się ograniczyć, nawet zrzekając się nieśmiertelności. Wszystko dzieje się nie tak, jak ludzie uważali że powinno być. Tak samo na wskroś naszych oczekiwań odbyło się tegoroczne świętowanie Bożego Narodzenia. Watykańska pasterka odprawiona została o godzinie osiemnastej, śniegu nie było nawet na lekarstwo a nasz parafialny kościół świecił pustkami. Nawet szopka zamontowana została nie tam, gdzie zawsze. Tylko Jezus nie zawiódł – pojawił się na “głos kapłana”, jak mówią słowa kolędy. Przybył, aby być z nami, bo przecież Bóg to odwieczne Jestem.
Wideo:
Galeria: