Niedziela Laetare
Dzisiejszy różowy ornat kapłana to nie oznaka ekstrawagancji, ale wymóg liturgiczny. IV Niedziela Wielkiego Postu jest zwana niedzielą radości – Laetare – od pierwszych słów antyfony na wejście – introitu:
Lætáre, Ierúsalem, et convéntum fácite omnes qui dilígitis eam: gaudéte cum lætítia, qui in tristítia fuístis: ut exsultétis et satiémini ab ubéribus consolatiónis vestræ.
Lætátus sum in his quæ dicta sunt mihi: in domum Dómini íbimus.
Wesel się, Jeruzalem! A wszyscy, którzy ją miłujecie, śpieszcie tu gromadnie. Cieszcie się i weselcie, którzyście się smucili, radujcie się i nasyćcie się z piersi pociechy waszej.
Uradowałem się, gdy mi powiedziano : Pójdziemy do domu Pańskiego.
Tradycja niedzieli Laetare sięga do początków chrześcijaństwa. Zanim bowiem ustalono 40-dniowy post, czas pokuty rozpoczynał się od poniedziałku po IV niedzieli dzisiejszego Wielkiego Postu. Niedziela Laetare była więc ostatnim dniem radości.
Kościół, Nowe Jeruzalem, cieszy się z obfitości dóbr nadprzyrodzonych, łask płynących z Chrztu i Eucharystii, którymi obdarza swe dzieci. W tradycji rzymskiej jest to “niedziela róż”, ponieważ w tym dniu obdarowywano się pierwszymi kwiatami zakwitających róż, a Ojciec św. poświęcał złotą różę, którą ofiarowywał osobie zasłużonej dla Kościoła. Stąd w liturgii różowy kolor szat. Można go używać jedynie dwa razy w roku liturgicznym – dzisiaj oraz w III Niedzielę Adwentu, zwaną niedzielą Gaudete.
O kolorze szat liturgicznych w barwny sposób pisze Szymon Hołownia w książce Monopol na zbawienie (którą, nota bene, każdy zadający pytania dotyczące katolicyzmu powinien przeczytać):
W początkach chrześcijaństwa nie było czegoś takiego jak kolory liturgiczne, wszystko, co trzeba było odprawić, odprawiano w szatach białych. Dziś ksiądz może celebrować mszę odziany w kolor zielony, czerwony, fioletowy, różowy, biały, złoty lub niebieski. Nie zależy to jednak od jego gustu, lecz od małej książeczki nazywanej rubrycelą – czyli kalendarza liturgicznego na każdy rok, leżącej na poczesnym miejscu w każdej polskiej zakrystii.
Generalna zasada jest prosta – kolor szat ma nawiązywać do ducha, klimatu dnia, jaki właśnie w Kościele się obchodzi. I tak na zielono ksiądz ubiera się w tak zwanym okresie zwykłym. To kolor odradzającego się życia, nadziei, na Wschodzie jego noszenie traktowano jak wyznanie wiary. Jeśli w kościele zobaczymy księdza w zieleni, możemy mieć nadzieję, że liturgia pójdzie szybko i sprawnie, jest to bowiem jeden z tych nielicznych dni, gdy w Kościele nie obchodzi się żadnego święta, nie ma adwentu czy Wielkiego Postu.
W adwencie i w Wielkim Poście szaty księdza są fioletowe – to kolor pokuty i wstrzemięźliwości. Fioletowe ornaty „chodzą” też podczas mszy za zmarłych i w trakcie pogrzebów (wyparły wiszące jeszcze w niektórych zakrystyjnych szafach ornaty czarne). Kolor czerwony (kolor krwi, ale też ognia) zarezerwowany jest na dni, których patronem jest jakiś męczennik, oraz na Niedzielę Palmową (czyli fachowo Niedzielę Męki Pańskiej), a także na Zesłanie Ducha Świętego – w tym wypadku czerwony ma kojarzyć się z ogniem – czy święta apostołów, którzy zmarli śmiercią męczeńską, poza Janem, ale on z kolei żył tak długo, że pod męczeństwo to jak najbardziej podpada. Są też ornaty białe, na święta. Do białych zalicza się również ornaty z elementami błękitu (na święta maryjne) lub złote – na szczególną pompę (Boże Narodzenie, Wielkanoc, niektóre niedziele). Za kuriozum na kościelnych wieszakach robi ornat różowy. Można go używać tylko w dwa dni roku – trzecią niedzielę adwentu i w czwartą Wielkiego Postu. Różowy oznacza wtedy – w telegraficznym skrócie i gigantycznym uproszczeniu – radość oczekiwania na zbliżające się święta. Wielu parafii nie stać jednak na taką ekstrawagancję i te dni obsługują zwykłe ornaty fioletowe.
Problemów nie nastręcza raczej ubiór księdza pod ornatem. Na sutannę czy habit ksiądz zakładał kiedyś biały naramienny „ręczniczek” nazywany humerałem. Na to szła długa biała szata, czyli alba właśnie, przepasana sznurkiem, który z pewnością wolałby, żeby mówiono o nim po łacinie, nazywa się wtedy cingulum. W ostatnich latach na kościelnym rynku pojawiły się jednak alby nowego typu, z zapinaną na rzepy albo na zamek stójką, które nie wymagają stosowania humerału.