Świadectwo Gosi
Zachęcona wspomnieniami Michała sama postanowiłam coś napisać o Medjugorje. Gdy ludzie dzielili się swoim świadectwem w drodze powrotnej do Polski jeszcze za bardzo nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Teraz wiem już trochę więcej;)
Zacznę od tego, że ostatnie dwa lata mojego życia były czasem, w którym doświadczyłam bardzo wielu zranień. Najgorsze z nich dotykały mojego poczucia wartości jako kobiety, jako wierzącej kobiety. Do dziś nie wiem jak byłam w stanie znieść pewne rzeczy. W każdym razie wciąż próbowałam kochać ludzi, których nikt nigdy nie nauczył kochać, dostawałam w twarz, wstawałam i znowu próbowałam. I po pewnym czasie takiej walki moje serce było już tak pokrwawione, pełne nienawiści, a z drugiej strony puste. Nie umiałam sobie poradzić z negatywnymi myślami, kłamstwami na własny temat. Kiedy tylko mogłam chodziłam na msze, adorację, modlitwy wstawiennicze i te z prośbą o uzdrowienie (odmówiłam też trzy Nowenny Pompejańskie). Zaczęłam codziennie wnikliwie czytać Pismo Święte i bardzo pomału coś tam zaczęło się zmieniać. Jednak natrętne myśli powracały tak często, że marzyłam by przeżyć trzy dni z rzędu bez chociaż odrobiny płaczu. Mówiłam Panu Bogu, że potrzebuje jego uzdrowienia, bo inaczej do końca życia będę najsmutniejszym chrześcijaninem na świecie. A jak tu być świadkiem Bożej Miłości, kiedy samemu jest się chwiejnym?
Bóg w swoim słowie mówił mi, że mnie kocha, że zależy Mu na mnie. No i właściwie na tych słowach opierałam się przez parę dobrych miesięcy, choć emocji mówiły mi coś innego. Już nawet spisałam listę rzeczy, które potrzebują uzdrowienia. No i starałam się żyć jak najlepiej czekając (czasem bardziej, czasem mniej cierpliwie).
W końcu zdarzył się wyjazd do Medjugorje… Modliłam się o to, by spotkać tam jakichś wartościowych młodych ludzi, z którymi będę mogła bez przeszkód rozmawiać o Bogu. Udało się;););) I tu muszę wtrącić małe podziękowanie dla dwóch 34-letnich Iren;) Niesamowicie cieszę się, że Was spotkałam. Nawet nie wiecie, jak lubiłam się z Wami modlić! (I nie tylko modlić.)
Podczas pielgrzymki było wiele ważnych dla mnie momentów. Jeden z najważniejszych, gdy weszłam boso na Kriżevac i klęknęłam przy krzyżu. Czułam w sercu fizyczną obecność Pana Boga, a na moje uste cisnęły się słowa o Jego wielkiej potędze i chwale. Podczas wieczornych adoracji odczuwałam pełnię szczęścia – taki przedsmak Nieba. Na Górze Objawień napisałam list do Maryi powierzając Jej siebie i moich bliskich. I tak jakoś pomału Pan Bóg zaczął uzdrawiać moje serce. Chociaż nie zawsze w Medjugorje było tak pięknie, szczególnie wtedy, kiedy cierpiała moja próżność;)
Wróciłam do domu rodzinnego, potem pojechałam do pracy i chociaż czasem napotykam jakieś trudności życia codziennego, jestem szczęśliwym człowiekiem, szczęśliwą kobietą i szczęśliwym katolikiem. Przestałam płakać, przestałam mieć destrukcyjne myśli, powoli naprawiam trudne relacje. Uczę się ufać Bogu i być posłuszną nawet najmniejszym natchnieniom Jego Ducha. Czuję i widzę jak mocno mnie kocha i jak zależy Mu na mnie.
Dziękuję Wam wszystkim, dzięki którym udało mi się tak owocnie przeżyć ten wyjazd, ale przede wszystkim…Chwała Ci Panie!!!
Gosia