Historia i symbolika Wielkiego Piątku
Najpierw skazaniec niósł na miejsce kaźni 45 kg poprzeczną belkę. Szedł popychany i bity przez żołnierzy zmuszonych do wykonania wyroku, opluwany i obrzucany nieczystościami przez świadków tego okrutnego widowiska. Następnie rozbierano go do naga, nie zasłaniając nawet miejsc wstydliwych, jak mogłyby sugerować średniowieczne obrazy. Do poprzecznej belki zwanej patibulum przywiązywano lub przybijano mu ręce, gwoździe precyzyjnie wbijając w nadgarstki. Skazanego wciągano na przygotowany wcześniej słup, dowiązywano lub dobijano nogi i czekano na jego śmierć. Ta zaś przychodziła powoli. Zgon na krzyżu nie był spowodowany fizycznymi obrażeniami, lecz długą, wielogodzinną, a nawet kilkudniową męczarnią. Ułożenie ciała na narzędziu zbrodni powodowało systematyczne podduszanie się skazanego. Aby przedłużyć mękę pod nogi podkładano podpórkę, dzięki której mógł on co pewien czas unosić się na krzyżu i łapać drogocenny oddech. W końcu umierał z wycieczenia, głodu i braku powietrza. Ciało wyrzucano do pobliskiego dołu gdzie stawało się łatwą pożywką dla zwierząt. Kara krzyża miała więc wymiar hańbiący. Nie chodziło jedynie o to, aby człowieka zabić, lecz także publicznie pozbawić go wszelkiej godności i wystraszyć potencjalnych naśladowców.
Ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa, przedstawienie średniowieczne z końca XII wieku (domena publiczna).
Nie można się więc dziwić, że w pierwszych latach chrześcijaństwa od symbolu krzyża uciekano i nie starano się nadmiernie epatować faktem, że w ten sposób życie zakończył Chrystus. Dlatego wśród symboliki chrześcijańskiej nie znajdziemy krzyża lecz rybę, a jeśli już pojawią się pierwsze ikonografie, to dużo częściej przedstawiać będą Jezusa zmartwychwstałego i tryumfującego, niż skazanego na śmierć. Oczywiście od ukrzyżowania nie dało się uciec. Skala hańby wymierzonej Mesjaszowi miała przecież swoje teologiczne uzasadnienie, pokazywać miała jak – według chrześcijan – dał się poniżyć Bóg dla naszego Zbawienia. Dlatego nie do końca wiadomo, czy Wielki Piątek był czczony u zarania wspólnoty chrześcijańskiej. Prawdopodobnie wydarzenia te wspominano przy okazji Niedzieli Zmartwychwstania. Są jedynie wątłe relacje, że chrześcijanie próbowali otaczać czcią grób Chrystusa, w związku z czym, dla zatarcia kultu, zbudowano w tym miejscu świątynię Afrodyty. Ale przecież i ten fakt nie świadczy o kulcie śmierci, a bardziej o szukaniu dowodów zmartwychwstania.
Sytuacja radykalnie zmieniła się w IV wieku, wraz z rządami cesarza Konstantyna. Jak mówią legendy, w czasie bitwy pomiędzy Konstantynem a Maksencjuszem przy moście Mulwijskim, temu pierwszemu przyśnić miał się znak krzyża (w innych wersjach ukazać na niebie), który żołnierze namalować mieli na swoich tarczach. Symbol ten przynieść miał Konstantynowi zwycięstwo i panowanie nad zachodnią częścią cesarstwa. Można mieć jednak wątpliwości w prawdziwość tej historii, która przez lata ewoluowała. Choć pojawiał się wątek cudownego snu, to o krzyżu nie wspominano. Tym niemniej warto podkreślić, że to za sprawą cesarza w 337 roku ukrzyżowanie usunięto ze zbioru kar stosowanych przez Imperium.
Bitwa przy moście Mulwijskim (aut. Giulio Romano, 1520-1524, domena publiczna).
Sam kult krzyża rozwinąć się miał dzięki matce Konstantyna, św. Helenie. W latach 326-328, pod wpływem cudownego snu, podjąć miała ona poszukiwania Grobu Pańskiego i relikwii Świętego Krzyża. Jak mówią legendy krzyż (a w zasadzie trzy krzyże – Chrystusa i łotrów powieszonych obok niego) odnalezione zostały w jednej z cystern nieopodal Golgoty. Aby ustalić na którym z nich zawisł Chrystus poddano je próbie: szczątki krzyży dotykać miała ciężko chora mieszkanka Konstantynopola. Dopiero dotknięcie ostatniego przywrócić jej miało zdrowie i siły. Inna wersja legendy mówi, że krzyż poznano dzięki tabliczce, na której Piłat wypisać miał winę skazańca.
Od momentu odnalezienia relikwie krzyża i titulus przechowywane miał być w świątyni wybudowanej z inicjatywy Heleny nad domniemanym grobem Chrystusa. Jak wspomina pątniczka Egeria podróżująca po Jerozolimie w latach 80. IV wieku, zaledwie 50 lat po rzekomym odnalezieniu szczątków krzyża jego kult był mocno rozpowszechniony. Do szczególnych celebracji dochodzić miało właśnie w Wielki Piątek. Centralnym puntem obchodów tego dnia miała być uroczysta adoracja krzyża polegająca na złożeniu przez wszystkich wiernych i katechumenów pocałunku na jego relikwii. Krzyż wyjęty był tego dnia ze srebrnej skrzyni, w której na co dzień spoczywał, i kładziony na ołtarzu pokrytym lnianą tkaniną. Podchodzących pilnowali zaś diakoni, bo jak mówiono, jedna z adoracji zakończyć się miała odgryzieniem kawałka drewna przez nazbyt zachłannego chrześcijanina. Adoracja następować miała w godzinach ukrzyżowania Jezusa. Wcześniej poprzedzały ja modły w miejscach szczególnie ważnych dla ostatnich chwil życia Zbawiciela. Jeszcze w nocy chrześcijanie zbierali się w Ogrodzie Oliwnym, aby następnie – jeszcze przed wschodem słońca – przejść do kolumny przy której Jezus miał być biczowany. Moment adoracji następował po krótkim wypoczynku i był najważniejszym punktem dnia. Jak wspomina Egeria, każdy z elementów wzbudzać miał wśród wierzących nieskrywane wzruszenie, a czasem wręcz spazmatyczny płacz.
Pierwsze opisy obchodów Wielkiego Piątku w Kościele rzymskim pochodzą z VII wieku, choć sposób celebracji powstać musiał zapewne dużo wcześniej. Od początku rezygnowano tego dnia z Mszy świętej. Zastępować ją miała prosta liturgia składająca się z serii czytań, modlitwy powszechnej i adoracji krzyża. Zwyczaj wielkopiątkowej komunii świętej nie był stały. Czasami liturgię kończono eucharystią konsekrowaną dzień wcześniej, czasami zaś zrezygnowano z niej uznając adorację za wystarczającą. Adorację w Rzymie zastępowała niekiedy procesja z relikwiami. Towarzyszył jej śpiew tzw. improperiów, znanych w Polsce jako pieśń „Ludu mój, ludu”. Liturgia słowa składać miała się przede wszystkim z odczytania fragmentu o męce Chrystusa według św. Jana. Miało to dla ludzi żyjących na przełomie starożytności i średniowiecza ogromne znaczenie. Janowy opis nie ma jedynie formuły historycznej kroniki faktów, ale celowo przybiera formę ukazującą ukrzyżowanie jako akt koronacji królewskiej i wywyższenia. Wizja ta mocno wpłynęła na sztukę sakralną, w której Chrystus na krzyżu ukazywany był w szatach królewskich i z koroną na głowie. Niekiedy przedstawiano go tryumfującego i uśmiechniętego. Stąd najpewniej zwyczaj zasłaniania figury Jezusa na dwa tygodnie przed Wielkanocą. Dopiero w czasie liturgii wielkopiątkowej ponownie je odsłaniano ukazując królewski majestat. Z natury pokutna i przygnębiająca natura Wielkiego Piątku mieszała się więc z nadzieją zwycięstwa i zapowiadała zmartwychwstanie.
Ważnym elementem liturgii była także modlitwa powszechna sięgająca czasów pierwszych chrześcijan. Wzmianki o tym zwyczaju odnaleźć można już w liście św. Pawła do Tymoteusza, gdzie Apostoł namawia do wspólnych modlitw za władców i cały lud boży. W Rzymie modlitwa powszechna przybrała konkretną formę. Najpierw diakon odczytywał intencję, potem następowała modlitwa w ciszy, po niej podsumowanie, czyli kolekta odśpiewywana ponownie przez diakona i potwierdzana przez wiernych słowem „Amen”. W czasie Wielkiego Piątku w czasie modlitwy klęczano, wyjątek stanowiła jedynie intencja poświęcona Żydom, podczas której stano na znak oskarżenia ludności żydowskiej o zamordowanie Chrystusa. Aż do 1959 roku formuła tej modlitwy miała zresztą antysemicki wydźwięk. Określano w nich Żydów jako „perfidis”, czyli wiarołomnych lub niewiernych. Tekst zmieniony został przez Jana XXIII, a następnie ulegał kolejnym modyfikacjom.
Wielki Piątek wiązał się także ze ścisłym postem. Niekiedy przybierał on formę radykalną i powstrzymywano się w ogóle od przyjmowania jakichkolwiek pokarmów. Wiązało się to również z nieformalnym zakazem wykonywania w tym dniu większości prac, zwłaszcza polowych, których wykonywanie groziło pomorem bydła i nieurodzajem. Nieliczne, na które pozwalano, wiązać miał się z sadzeniem kwiatów i warzyw w przydomowych ogrodach. Skromne prace należało wykonywać w pośpiechu, aby przez resztę roku człowieka nie dopadało lenistwo. W Polsce przyjął się również zwyczaj malowania w tym dniu pisanek. Twierdzono, że w tym dniu człowiek powinien powstrzymać się od czesania, włosy pozostawiać w nieładzie, oraz nie przeglądać się w lustrze. Na ziemiach polskich jedyną uciechą dnia miał być tzw. pogrzeb żuru, w czasie którego wylewano resztki wielkopostnego barszczu lub gar z nim zakopywano w pobliżu chałupy. Obowiązkowa była jałmużna, której nie można było odmówić. Stąd też wsie i miasteczka zapełniały się nędzarzami i ludźmi chorymi, którzy błagali o drobny datek. Towarzyszyli im często biczownicy, którzy skazywali swoje ciało na chłostę, kalecząc się niekiedy aż do krwi. Mozaikę tę mogły uzupełnić inscenizację drogi krzyżowej, potężne misteria teatralno-religijne, które miały pomóc w przeżyciu tego dnia.
Współczesna droga krzyżowa w Ulm Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Chrystusowi (fot. Unterillertaler, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported).
Celebrację wielkopiątkową kończono urządzeniem symbolicznego grobu Chrystusa i złożeniem tam konsekrowanej hostii i adorowanego wcześniej krzyża. Zwyczaj, pochodzący prawdopodobnie z Bliskiego Wschodu, do Polski dotarł z Niemiec. Często urozmaicany był przez postawienie przy grobie straży, która wytrwać miała na czuwaniu aż do Wielkanocy. Tak rozpoczynał się okres oczekiwania na sobotni wieczór, kiedy rozpocząć miała się wielka liturgia Wigilii Paschalnej prowadząca już wprost do Wielkanocy.
Artykuł autorstwa Sebastiana Adamkiewicza, oryginalnie opublikowany na portalu Histmag.org pod tym adresem na licencji Creative Commons (CC BY-SA 3.0)