Z Mirowa do Medziugorie: cz.2 – Pod krzyżem
U stóp krzyża wybija źródło miłości. Nie dziwi więc, że tzw. zrządzeniem losu pełen miłości Bóg sprawił, że eksplorowanie Medziugorie rozpoczęliśmy u podnóża góry, na szczycie której ramiona swe, na podobieństwo miłosiernego ojca, który wyszedł na spotkanie syna marnotrwanego, rozpościera krzyż.
Kriżevac to niezwykła góra. W planach Matki Bożej pojawiła się na wiele lat przed objawieniami. Kto w 1933 r., w 1900. rocznicę śmierci Jezusa, gdy pobożni mieszkańcy parafii Medziugorie postanowili na szczycie góry postawić krzyż chroniący przed klęską gradobicia, mógł się spodziewać, że całe dekady później ta ziemia będzie areną walki Maryi o duszę każdego z nas, tak kontrastującej z tą ziemską wojną, która przetoczyła się przez Bałkany?
Na spotkanie z Gospą wyruszyliśmy jeszcze przed świtem. W oczach resztki snu, w uszach słuchawki z kojącym głosem ks. Marka i p. Ludwika prowadzących drogę krzyżową, pod bosymi stopami hercegowińskie głazy. Z każdą stacją robiło się coraz wyżej, coraz jaśniej, coraz cieplej i coraz bardziej mistycznie. Kolejne sceny męki Pańskiej przeplatają się ze świadectwami ludzi dotkniętych przez Medziugorie i okolicznościowymi modlitwami naszego kapelana. Na twarzach pielgrzymów coraz więcej zadumy a w oczach łez. Słońce praży niemiłosiernie. Dajemy się porwać Duchowi Świętemu, który zstąpił na tę górę. Chyba żadne serce nie pozostaje obojętne w drodze do krzyża.
I na koniec pojawia się cel naszej pielgrzymki. Biały kamienny krzyż na szczycie góry z napisem Isusu Kristu. Ulga i radość. Przylegamy wargami i ciałami do symbolu naszego odkupienia, adorujemy w cichej modlitwie. Nadchodzą kolejne grupy, trzeba pozwolić innym doświadczyć kriżevackiego pokoju. Sami rozlokowujemy się na wierzchołku góry. Między nami przechodzi nasz kapelan i kładzie ręce na naszych głowach w geście błogosławieństwa. Niektórzy doznają spoczynku w Duchu Św., inni odchodzą z łaskami, które mają przynieść owoce w odpowiednim czasie…