Z Mirowa do Medziugorie, cz. 8 – W cieniu i mroku
“Każda miłość ma swój Wielki Piątek”, napisał kiedyś kard. Wyszyński. Miłość wydaje się być równaniem, którego zmienne połączone są znakiem krzyża a wynikiem jest nieskończoność Boga. Niebieska arytmetyka, chociaż pełna niewiadomych, nieuchronnie dąży do równości między lewą a prawą stroną, między radością i bólem, między krzyżem i zmartwychwstaniem.
A skoro o krzyżu mowa – dziś o jego adoracji w Medziugorie. Jak we wspomnianym równaniu, powaga krzyża dopełnia radość poprzedzającej adoracje liturgii. Zanim klękniemy w piątkowej zadumie, radośnie wyśpiewamy Alleluja, zanim mrok ogarnie ziemię, nasycimy się raz jeszcze kolorowym zachodem słońca popołudniowej liturgii.
Krzyż pojawia się w dzisiejszej relacji nie tylko podczas adoracji. Jego obecność zasygnalizowana jest już przed wejściem na plac przy kościele św. Jakuba. Po drodze na popołudniowy program liturgiczny wstępujemy na jedną z uliczek wiodących na kościelny plac. Znajduje się na niej pokaźna figura Jezusa zmartwychwstałego, ukazanego przez artystę w niezwykłej pozie. Wydaje się być nadal ukrzyżowany, lecz jego ramiona i stopy nie są do niczego przybite zaś krzyż rozpościera się na ziemi u stóp Jezusa. Figura ma cudowne właściwości – z prawej nogi Jezusa sączy się niezidentyfikowana maź, którą wierni nawilżają przyniesione chusteczki. Według relacji pielgrzymów, przytknięcie nawilżonej cudowną substancją chusteczki do chorego miejsca przynosi uzdrowienie. Ustawiamy się więc w międzynarodowej kolejce – pragnienie cudu jest uniwersalne.
Powoli mija ostatni regularny dzień pielgrzymki. Kolejny będzie już tylko konkluzją procesu zainicjowanego przez Maryję jeszcze przed wyjazdem.
Galeria zdjęć
Wideo:
Różaniec
Liturgia
Adoracja krzyża